Gdynia tu i ówdzie i gdzieś dalej

 

Słoneczne kawkowanie na balkonie obsadzonym ziołami, nastroiło mnie do skrobnięcia kilku słów i wstawienia nieco zdjęć. Woń zbliżającego się deszczu, aromat pocieranego tymianku i szałwi oraz nienachalny szmer willowej części poznańskich Jeżyc, zdecydowanie nadawał rytm i plastyczności myśli. Nawet gruchanie zwykle irytujących gołębi zdawało się brzmieć bardziej poetycko niż zwykle.

W takich okolicznościach pomyślałam o minionej, majówkowej Gdyni, której ślad pozostał na zdjęciach i na nogach (jak to zwykle bywa, siniaki i zadrapania powstają w niewyjaśnionych okolicznościach). To był wyjazd poza domowy fyrtel i niezwykły w swej zwykłości. Zero ekscesów, ptaków szum i morza śpiew. Ania mówiła "nie zapieprzaj tak pod górę, bo teraz będę opowiadała". No i snuła swoje górskie opowieści nad morzem, przy ulicy Tatrzańskiej. Bo Gdynia ma morze i ma góry. Jest górska Chylonia, Leszczynki, Grabówek, Działki Leśne, Witomino, Dąbrowa, Karwiny i Mały Kack. Kopą piachu może poszczycić się również Redłowo z przepięknym Klifem Orłowskim. Góry z soczystymi podjazdami ciągną się również na wysokości Wejherowa, Redy i Rumii. Jednostką wysokości są metry n.p.m. i napięcie łydki. A runo leśne na bukowych i dębowych zboczach gór, wiosną usłane jest dywanem zawilców. To chyba stąd te zadrapania na nogach. Przypadłość łowców kadrów.

Gdynia ma też gąszcz przeplatających się wiaduktów, estakad, mostów, mosteczków i kładek. Dlaczego? Może to kwestia zróżnicowanego terenu, a może ktoś tak po prostu chciał. Ale dobrze że tak wyszło, bo jeździ się naprawdę ciekawie.

Gdynia ma też genialne gastro w Śródmieściu przy ulicy Świętojańskiej, na której popełniamy te same gastro błędy i cierpimy za każdym razem. Z przejedzenia oczywiście. Winowajczynią jest zwykle pizza w Mące i kawie. Nie sposób nie wspomnieć też o podwieczorku w Ubogiej Krewnej przy ul. Krasickiego. Tutaj, w przytulnym otoczeniu wszystkiego, można zatracić się w smaku domowej roboty tarty limonkowej i aromacie kawy. Tak, przejedzenie to problem pierwszego świata i naszego duetu na wyjazdach do Gdyni.

Gdyni nie da się niepolubić (podwójne zaprzeczenie jako wzmocnienie stwierdzenia). Polubiłam bardzo np. gdyńską Chylonię, trolejbusową sieć i leniwie rozlewające się słońce, nadające pofalowanym ulicom charakteru San Francisco. Dalej już tylko Meksyk na północy. No serio, sprawdźcie na planie miasta.

Lubię też port na Oksywiu i wielkie kontenery pomiędzy żurawiami. Oksywie to też epicentrum marynarkowe, bo znajduje się tutaj Akademia Marynarki Wojennej i Cmentarz Marynarki Wojennej. Nie wiem na ile to legalne, ale polecam cudowne zejście z klifu, tuż za owym cmentarzem. Koniecznie wiosną! Wiosenny las na klifie sprzyja miłośnikom upojnych pejzaży. Pewnego słonecznego dnia, skąpo ulistnione drzewa odsłoniły przede mną spektakularny lazur morza. Tak było. Widok został dożywotnio utrwalony w piętnastu ujęciach. Poniżej podzielę się dwoma.

Piękne widoki serwują również bukowe wzgórza dzielnicy Witomino vel Vito Bambino. Najlepiej wspiąć się na wieżę dla odważnych, o której wspominałam w zeszłorocznej relacji.

Gdynię warto zwiedzać rowerkami, bo jest fajna infrastruktura. Łatwiej też trafić na super neon sklepu rowerowego i jego sympatycznego właściciela (na zdjęciu głównym relacji). A poza tym wiadomo, rowerki to ruch, rowerki to wszędobylskie wehikuły. Gdyńskie zakątki warto poznawać z dobrym przewodnikiem. Można załapać się na niepublikowane nigdzie ciekawostki. Dzięki Anula.


 
GDZIEŚ DALEJ






Komentarze

Popularne posty