Poranki i wschody wymagają trochę zachodu
O
uroki wczesnego poranka trzeba powalczyć wyłącznie z samym sobą 🥱🥴
Bo łatwiej zasiedzieć się do późnej nocy, niż wstać na wschód słońca o 4 nad
ranem lub pedałować do niego na rowerze. Gdy mija szok i pierwsza niechęć do
wszystkiego, próba opuszczenia wygodnego legowiska jest nieco łatwiejsza. Tutaj
porada: podjęcie trudu zdecydowanie ułatwia nocleg w plenerze, bo jego
mieszkańcy (np. ptaki) pracują i hałasują od wczesnych godzin porannych.
Wschód słońca to zwykle moment, gdy trzęsą mi się nogi z zaspania i ekscytacji równocześnie. To nagroda za wczesną pobudkę, dojazd rowerem na pociąg w ciemnej, wilgotnej mgle, to odzyskanie szerszego horyzontu po całej nocy w siodełku na ultramaratonie kolarskim. To efekt wizualny, który zdecydowanie nie toleruje spóźnialstwa. Nie zdążyłaś/eś? Twoja strata, czekaj do jutra 😎
Wschody to unosząca się nad ziemią mgiełka, rosa na trawie, księżyc niespiesznie oddający pałeczkę słońcu, chłód, ulotne barwy i odbicia, gaśnięcie latarni ulicznych, narastający ruch, zupełnie inne ziewanie, zupełnie inne myśli. Bo od zachodów oglądane wschody różnią się retoryką. Nie tylko związaną z poświęceniem snu. To sygnał początku, przebudzenia, nowych szans, ale też moment uruchamiania codziennych rytuałów, od których może zależeć jakość dnia. Fajnie rozpocząć dobrze i ładnie dzień! 🧘♀️ ☀️
![]() |
Fot. Baśka |
Komentarze
Prześlij komentarz