Gravel Attack#3 i wymaz z banana
Czad. Zdecydowanie od tego słowa chce mi się zacząć pisanie. To był czad.
Mając
w pamięci zeszłoroczny, zagadkowy Gravel Cat pod Wrocławiem, postanowiłam
pojechać pierwszy raz w życiu wyścig dedykowany połykaczom terenu, tj. rowerom
typu gravel. Zapisałam się już w styczniu i bez presji kręciłam na rowerku
przez te kilka miesięcy. W międzyczasie zdążyłam nawet o tym zapomnieć! Ostatni
tydzień przed startem był z kolei czasem przygotowań sprzętu (zaznaczam roweru typu cross,
nie gravel 😁), zakupu gadżetów, bez których było by ciężko (witaj nawigacjo,
witajcie okularki), rowerowych fastfoodów w postaci żeli energetycznych i
elektrolitów, bez których też było by ciężko.
Pakowanie do samochodu, obżarstwo makaronowe, nocleg we Wrocławiu i jazda o poranku na start z Wrocławskiego Welodromu. Na płycie toru znajdowałam się w tłumie 233 zawodników i ich maszyn. Co widoczne, każdy miał swój sposób na ubiór i bagaż, niektórzy w ogóle go nie mieli (bagażu). Lajkra się naciągała, bloki stukały, nawigacje pikały, przeglądaliśmy się nawzajem w goglach rozmówców. Mniej widoczne były rzeczy z kategorii #tajne, czyli myśli - taktyka i osobiste cele. Świeciło słońce, była fajna atmosfera, między zawodnikami krążył Piotrek z Podkastu Rowerowego i podpytywał jak będzie. No super będzie!
Było
szalenie
Przyspieszonym tempem rekreacyjnym przejechałam 152 kilometry pokonując ponad 1000 metrów w pionie - po bruku, piasku, trawach gęstych i szumiących, szutrze, asfalcie, kamieniach stałych i pryskających na boki, w dziurach i wyrwach po deszczowych potokach. Pakiet ten zawierał się w sielankowym krajobrazie Wzgórz Trzebnickich, lasach i wąwozach, polach, łąkach, wałach przeciwpowodziowych, mostach, jazach, śluzach wodnych na kanałach i rowach. Teren wytrząsł każdy centymetr mojego ciała. Podpiekło mnie słońce, 3 razy zlał deszcz, gryzłam upierdliwy wiatr, zaliczyłam 2 gleby i wspaniałą panierkę z piachu. Ech!
Gdybyście chcieli zobaczyć jak wyglądała cała trasa, to jeden taki Wstał Sprzed Kompa i zrobił relację.
![]() |
Fot. Julia Grabowska |
![]() |
Fot. Julia Grabowska |
![]() |
Fot. Maryś Marcepan (Szary Szum) |
![]() |
Fot. Maryś Marcepan (Szary Szum) |
Dziękuję!
- organizatorom Gravel Attack za świetną imprezę i dobre jedzonko 👌💥
- Julce za obecność, makaron, kabanosy z pomidorami na Welodromie, zdjęcia i relację nabajkową 😌🐸
- Natalii za głośny, bananowy doping na IG i FB 😎🍌
Dziękuję wszystkim za kciuki, za wsparcie wszelakie, za wspólne przeżywanie i śledzenie wyścigu online. Fajnie było być Waszą kropką, to dawało mi motywację! ⚫💪
_____________________________
Trochę więcej haniowych statystyk
Miejsce:
118/233 i 7/20 wśród kobiet
Czas
7:45 h
Czas
postoju: 22 minuty
Średnia
prędkość: 19,65 km/h
Ilość gum/laczków/kapci: 0 (to naprawdę coś, przy sporej ilości mijanych pechowców!)
Zadowolenie: 1000%
_______________________________
/ Duch
BananyMamy nie ginie, nawet w szczerym polu /
Mistrzami wyjazdu okazały się banany, które na 60 kilometrze bardziej wyściełały wnętrze mojej sakwy podsiodłowej niż dawały się wyciągnąć w całości. To była mało gravelowa odmiana bananów. Banany vs Hania 👉 1:0
![]() |
Fot. Julia Grabowska |
Komentarze
Prześlij komentarz