Inauguracja sezonu na Wrocławskim Welodromie
Majóweczka,
majóweczka, tymczasem nogi i psie łapki skierowały się na tor kolarski im.
Wernera Józefa Grundmanna we Wrocławiu. Lokalizację obiektu kojarzyłam wcześniej jedynie
ze startu ubiegłorocznego Gravelcata - wyścigu z przygodami,
nigdy jednak „w środku” nie byłam.
Tor jest bardzo kameralny. Znajduje się pod gołym niebem, zbudowany z betonu, ma długość 200 m, a wiraże podniesione są na 3,25 m w najwyższym miejscu. No pochylnia (weloskos, tak sobie wymyśliłam). Pośrodku przygotowano stanowiska do rozgrzewki, porośnięte wokół trawą. Kiedy sprzęt jest już gotowy do startu i wisi na wieszakach, miejsce wygląda jak kolorowy plac zabaw dla dorosłych.
Jak można przeczytać na fejsbuku projekt obiektu „wykonany został w roku 1929 przez architekta Clemensa Schürmana, byłego kolarza torowego, który zaprojektował jeszcze kilkadziesiąt innych torów kolarskich w Niemczech i innych krajach. Przed rokiem 1945 tor nosił niemiecką nazwę Radrennbahn Lilienthal. Po wojnie użytkowany był przez wrocławskie kluby sportowe prowadzące sekcje kolarskie. Trenowali tu min. Józef Grundmann i medalista olimpijski Janusz Kierzkowski. Obecnie tor użytkowany jest przez Wrocławski Klub Kolarski”.
No
i działo się. Kilkugodzinną imprezę rozpoczęli najmłodsi, zasuwając jedno okrążenie na swoich
rowerkach biegowych. A później to już beton został naprawdę ruszony. Kolana trzeszczały
mi od samego patrzenia na wszystkie konkurencje sprinterskie i długodystansowe.
Bo wszystko kręcone było na ostrym kole.
Komentarze
Prześlij komentarz