Terenowe przyjemności

 

Znowu rok nam się zmęczył i postarzał. Ni to jesień, ni zima. Noc długa i uporczywa, dzień zwykle szary i krótki. Przez rudości i brązy, które utknęły na drzewach i krzewach na nie wiadomo jaki czas, przebijają się białe plamki śniegu. Życie trochę zamarło. Każde żyjątko wytknie nos lub dziób tylko by zrobić to co najpilniejsze, trzeba oszczędzać energię w te chłody. Wszędzie wilgoć. Gdzieniegdzie rozlały się kałuże z cienką warstewką lodu, łamiącą się delikatnie pod kołami roweru.

Obraz wydawałoby się markotny, niesie jednak wyciszenie, moment na większą uważność i odpoczynek. Nie tak rozbuchana przyroda i brak sielankowych widoków rodem z tapety Windowsa powodują, że istnieje przestrzeń do skupienia myśli, bo niewiele rzeczy odwraca uwagę. To dobry czas na celebrowanie detali lub rzadkich zjawisk: kawałka niebieskiego nieba, nieśmiałego promienia słońca, pojedynczego śpiewu ptaka, widoku ostatniego jabłka na drzewie, dymiącego kubka z herbatą i ciepełka rąk czy nóg, bo wreszcie są ciuchy, w których nie marzniesz.

Sezonowe przerzucenie się z roweru szosowego na rower terenowy (w tym roku już gravel!) to dużo dobrego, np. cudowna kontynuacja sezonu na dwóch kółkach, który kończy się jedynie wtedy, gdy wszędzie jest lód. Ale przede wszystkim to intuicyjny wybór bardziej naturalnego terenu, z dala od dymiących rur wydechowych i wyjących silników samochodowych. Takie pierwotne zanurzenie się w tym wszystkim co wyżej opisane. Jesteśmy częścią natury, dlaczego więc nie mielibyśmy być mniej zmęczeni całym rokiem niż ona? 

















Komentarze

Popularne posty