Czill na szlaku Odra - Nysa

 

Tu baza domowa, odłam kocykowy. Między paczkami chusteczek do nosa i regenracyjnymi szotami imbirowo-cytrynowymi, pisałam sobie ściągając myślami słońce. Ale takie leniwe, które muska łagodnie swoimi promieniami, a nie wypala jak laser na wskroś. Np. takie z rowerowego otwarcia września, polsko-niemiecką granicą z Zittau do Frankfurtu nad Odrą. Z dala od Poznania, z Nelą i sakwami.

A było to tak. Po wszechpanujących, sierpniowych upałach i namolnym froncie deszczowym, we wrześniu nadeszło przyjemne optimum pogodowe: jak człowiek wyjechał ubrany, tak samo ubrany dojeżdżał. Czyli taka homeostaza odzieżowa 😛 Miałyśmy do dyspozycji trzy wolne dni i chęć odcięcia się od codzienności. A ja przy okazji misję łączenia kropek na swojej mapie Polski, a w zasadzie postawienia kropki nad „i” jeśli chodzi o przejechanie zachodniej granicy.

Oder Neisse Radweg (dalej ONR 😉) to najlepsza opcja dla wielbicieli stabilnej jazdy z sakwami po dobrej jakości asfaltcie. Nie ma tu mowy o przełaju, idealna masa bitumiczna rozlana jest na 80% trasy, która liczy w sumie jakieś 650 kilometrów. Jest to jeden z bardziej popularnych, międzynarodowych szlaków rowerowych. Ilość spotykanych na trasie sakwiarzy jest cudowna. Są to zarówno dalekobieżcy jak i lokalsi, dla których jazda na rowerze to tlen.

Szlak łączy czeską część Gór Izerskich z niemiecką częścią wyspy Uznam. Jadąc więc np. "z góry na dół" mamy przegląd krajobrazowy od niekiedy krętego i skalnego kanionu Nysy Łużyckiej po rozległą i płaską dolinę Odry.

My startowałyśmy z trójstyku granic Polski, Niemiec i Czech. Po wcześniejszych wojażach ONR wiedziałam czego możemy się spodziewać i raczej się nie zawiodłam. Klasa drogi rowerowe, kameralny klimat niemieckich wsi i miasteczek, uśmiechnięci i życzliwi ludzie. Do tego miłe widoki i obsypane owocami przydrożne drzewa. Wszędzie spokój. Stopień objedzenia balansował pomiędzy wystarczającym a krytycznym, tak że przydrożne jabłka, śliwki i gruszki przestały robić na nas wrażenie. Jedynie dorodne prawdziwki, które trzeba było zostawić na miejscu pozostawiły zadrę w sercu Neli.

/Z wyjazdowych przemyśleń/

Istnieją głębokie podejrzenia, że prototyp  SPD powstał, gdy klejące się od rozdeptanych śliwek buty nie chciały oderwać się od pedałów.

/Z potwierdzających się często przemyśleń/

Czasem bardzo koniecznie należy nie planować i zjechać z obranej trasy. Wtedy natykamy fajne rzeczy, towarzyszą nam emocje odkrywcy i nie tkwimy w kieracie wiecznego planisty.

 /Magia/

Co się działo w niemieckim Forst i pod Rothenburgiem do dziś ciężko stwierdzić. Jedząc naleśniki z konfiturami próbowałyśmy wygooglować przyczynę, ale bezskutecznie. Pierwszą lokalizację opanowali ludzie poprzebierani w baśniowe postacie na pograniczu Teletubisiów, Tolkiena i Harry'ego Potter'a. Na rynku stoiska z dziwnymi rzeczami od drewna po stal. W drugiej lokalizacji, pośrodku niczego coś w rodzaju Legolandu z drewna, ale bez Lego. Wokół tłumny camping (wrzesień), w tym namioty rozbite na dachach samochodów. Ludzie również poprzebierani w stroje elfów, druidów i wikingów. Po środku wszystkiego żywy wielbłąd.

 /Inne/

Przygraniczne noclegi to prawdziwy rarytas i wysublimowany gust...

I niestety. Po czym rozpoznać powrót do Polski? Po bajzlu kompletnym.

_______________________________

A teraz oddaję głos Neli

Już samo pakowanie sakw na kolejną (po dokładnie roku) wyprawę z Hanią sprawiało, że chciało mi się skakać z radości. Wiedziałam już mniej więcej czego się spodziewać, więc zdecydowanie mniej pytań kłębiło się w głowie (dotyczących ekwipunku i moich możliwości). Co najśmieszniejsze, najtrudniejszym etapem okazała się sama podróż koleją do miejsca startu, okupiona przesiadkami z rowerem objuczonym sakwami. Na szczęście ponad rok regularnych treningów na siłowni pozwolił nieść ten ciężar z godnością 😁 Natomiast sama jazda wzdłuż Nysy Łużyckiej a później Odry była WSPANIAŁA! Choćby z tego powodu, że była rzadko przerywana zjazdem na polską stronę granicy (co nieodmiennie powodowało ochotę na włożenie sobie miksera  w oczy). Genialne asfalty po niemieckiej stronie, piękne widoki, pozdrawiający się z uśmiechem na trasie rowerzyści, do tego pogoda, która nawet na chwilę nie spłatała figla. Niczego więcej w tamtym momencie nie potrzebowałam. Wiatru w żagle na pewno dodał mi też fakt, że po raz pierwszy złamałam dzienną barierę 100 kilometrów na rowerze. Fajnie jest robić fajne i nowe rzeczy, a jak już je robić to tylko we wspaniałym towarzystwie. Ja miałam najlepsze na świecie 😊








Trójstyk granic















Szuterkowy podjazd a w tle majaczą Góry Łużyckie


Berzdorfer See

Takiego!






Görlitz











To nie jezioro z wyspą. To zakole Nysy Łużyckiej










Park Krajobrazowy Łuk Mużakowa i kolorowy misz masz







Jezioro Afryka w województwie lubuskim to pokopalniany twór wypełniony kwaśnymi wodami. Swój kolor zawdzięcza rozkładowi pirytu, będącego składnikiem wydobywanego kiedyś tu węgla brunatnego.






Która strona? Polska czy Niemcy?





Otwórz se furtkę






















Ruiny XIV-wiecznego kościoła farnego w Gubinie


No smaczek














Komentarze

Popularne posty