Patchcamp w Beskidzie Śląskim czyli integracja bez ostrego imprezowania i jeżdżenia po górach

 

To był maj… a raczej jego końcówka. Tym, którym majówka nie wyszła, koniec maja także niezbyt. Wiosna zaliczyła gruby poślizg aż do połowy czerwca, ale to pewnie wszyscy zauważyliście. Nie posiadając jednak tej cennej wiedzy z wyprzedzeniem (bo jak), mając nadzieję, że prognozy nie sprawdzą się i chcąc wreszcie pobyć w górach, nasza nabajkowa bohema spakowała do samochodu cały rowerowy, górski i psi dobytek, by zlądować w Brennej oraz na Patchcampie w Wilkowicach.

Patchcamp to integracyjna impreza bikepackingowa organizowana głównie przez Patchcycling.cc - zespół dziewczyn kolarzystek, jeżdżących zarówno rekreacyjnie jak wyścigowo. W trakcie 3-dniowego święta kolarzy, odbywają się patchrace (wyścig ultradystansowy), wspólne przejazdy rowerowe, warsztaty, zajęcia i pokazy filmów oraz imprezy integracyjne. To dobry czas by spotkać ludzi ze świata dwóch kółek i turystyki rowerowej, których mamy okazję śledzić w mediach społecznościowych, wzdychając że też tak chcemy 😊

Gadanie o pogodzie jest tematem pierwszego wyboru przy klasycznym small talk’u, ale w tym przypadku pogoda naprawdę była czynnikiem warunkującym jakiekolwiek nasze wyjazdowe plany, dlatego tak ciągle się nad nią znęcam. No więc co? Padało przez 4 dni na 4 dni planowane. W przerwie między kolejnymi prysznicami udało się skoczyć nocą na rowerach do Bielska-Białej (42 km, szok), odwiedzić obóz Patchcampu w Wilkowicach, załapać się na zachód słońca i przekroczyć Wisłę, zrobić zakupy i pójść na 2 godziny w góry. Prawie przy każdym z tych śmiałych wyskoków dopadał nas oczywiście deszcz. Wisienką na torcie stał się ostatni dzień, podczas którego całkowita długość z planowanej trasy wokół jeziora Żywieckiego wyniosła <uwaga> 3 kilometry. Deszcz z gradem  potraktował nas do majtek, psim swędem udało się znaleźć jakąś plandekę, spod której można było obserwować rosnące wokół kupki gradu.

Jednak wysoce niesprawiedliwym i nieprawdziwym było by stwierdzić, że wyjazd nie należał do udanych. Przede wszystkim byłyśmy tam ekipą! Wspólnie spędzony czas okazał się bezcenny i mierzalny w jednostkach serotoninowych (hormonu szczęścia). Wspólne jedzonka, rozmowy i wypady podkreśliły po raz kolejny, że poza nabajkową, czwartkową ustawką w Poznaniu, chcemy i możemy ze sobą być gdziekolwiek. I to są rzeczy! Nie było by to wszystko tak piękne, gdyby nie najbardziej gościnna na ziemi i pod słońcem Natalia vel Banana Mama, goszcząca nas bardzo ciepło w swoich breńskich włościach. 



Fot. Julia Grabowska


Fot. Julia Grabowska

Fot. Julia Grabowska




Fot. Julia Grabowska





































Fot. Anna Cybulla

Fot. Julia Grabowska




Komentarze

  1. W zestawieniu regionu Beskidu Śląskiego, warto napomknąć o najwyższym punkcie, jakim jest Skrzyczne. To miejsce jest szczególnie popularne wśród miłośników wędrówek, którzy wybierają się na jego szczyt z miejscowości Szczyrk, Lipowa oraz Przełęczy Salmopolskiej. Bezpośrednio pod wierzchołkiem znajduje się schronisko, które oferuje przepiękne widoki na najwyższe szczyty Beskidu Żywieckiego oraz Tatry z tarasu widokowego. Skrzyczne to również raj dla miłośników narciarstwa i snowboardu, ponieważ na jego zboczach znajduje się wiele tras zjazdowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za regionalną polecajkę 😊 A znajdzie się coś dla miłośników jazdy na rowerze? Bo o tym jest blog 😉

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty