Luty - zimowa poczekalnia przedwiośnia.
Mokro, chłodno i nijako, brrr… nie lubię. Ale na rower zawsze chętnie wsiądę,
szczególnie gdy w perspektywie jest spędzenie czasu ze starym druhem rowerowym.
I tak też się stało, gdy wylądowałam w Krakowie.
Patrząc z najważniejszego dla bloga
punktu widzenia, ścisłe centrum tonie w ludziach chodzących, nie
jeżdżących (no chyba, że meleksami). Rowerzystów o tej porze roku/w tych dniach,
okazało się być jak na lekarstwo. Może dlatego, że woleli posiedzieć w
kawiarni, a może dlatego, że ich stolica znajduje się na 19 miejscu w
rankingu (miesięcznika Rowertour) miast przyjaznych rowerzystom, a może z obu
powodów, a może z zupełnie innego. Na podstawie kliku przejechanych przez nas
tras, w moim mniemaniu, przemieszczanie się jednośladem po Krakowie jest na
przyzwoitym poziomie. Owszem, jak wszędzie w Polsce, zdarzało się skończyć na
ścianie, skręcać pod niewykonalnym kątem prostym i skakać po wysokich
krawężnikach, ale co tam, Polak przyzwyczajony 😉
Krakowski spleen z nutką słońca
Z porą roku jesteśmy pogodzone i
rozpogodzone patrząc co się dzieje za oknem. Świeci słońce, ok.10 st. C, niebo błękitne,
a aplikacja smogowa podpowiada, że można trochę głębiej pooddychać. Swoim
klimatem jak zwykle przyciąga mnie otoczone Plantami Stare Miasto, kuszą
równocześnie wszystkie zielone przyległości w postaci Błoni („Gdzie znajdziesz tak zielone łąki tuż przy
mieście,
Poświęcone
niedzielnej, sielankowej sjeście” Maria Pawlikowska-Jasnorzewska,
Błonia) czy Lasu Wolskiego i Tyńca na
terenie Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego (w granicach
administracyjnych Krakowa!). Jest też dolina królowej polskich rzek, której krajobraz
odsłania Wiślana Trasa Rowerowa, prowadzona w tym rejonie na wałach i terasach.
Tutaj mijamy pokaźne ilości rowerowych rodzin, wyciskaczy potu i turystów. Na
monotonię krajobrazu nie można narzekać, teren jest pagórkowaty i bogaty w
skałki wapienne. A w to wszystko pięknie wkomponowane są zamki i klasztory.
*Wisła to oczywiście nie jedyna rzeka w
mieście. Jednak jej dopływy np. od strony północnej (Prądnik, Sudoł i Rudawa)
przypominają smutne kanały, dla których zbawieniem z pewnością jest lato i
towarzysząca jej zieleń.
|
Kładka Ojca Bernatka – kładka pieszo-rowerowa na Wiśle w Krakowie łącząca Kazimierz z Podgórzem |
|
Smok wawelski w niecodziennym ujęciu |
|
Podobno najbardziej rajski zakątek Polski - Zalew Zakrzówek powstały po zalaniu starego kamieniołomu wapienia |
|
Skałki Twardowskiego i panorama Krakowa |
|
Wiślana Trasa Rowerowa a w tle Srebrna Góra i Klasztor Ojców Kamedułów na Bielanach |
|
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu |
|
Działo się! |
Okolice
Temat zdecydowanie otwarty,
oczekujący na bardziej sprzyjające warunki pogodowe. Nogi mi tego nie wybaczą,
ale dla czarującego krajobrazu roztaczającego się na północny-wschód od
miejscowości Sąspów jestem w stanie zrobić wiele. Ojcowski Park Narodowy i
dolina Prądnika to magiczna, jurajska kraina, której żelazny punkt programu w
postaci Pieskowej Skały i Maczugi Herkulesa, został „odhaczony” w dosyć
śliskich warunkach. Wśród skał i pni drzew króluje zima, a śnieg i lód mają się
bardzo dobrze.
|
Księżycowe widoki |
|
Maczuga Herkulesa of course |
|
Zamek na Pieskowej Skale |
|
Wapienie, wapienie... |
„A
w Krakowie, na Brackiej pada deszcz…”
Ponownie centrum, ale w nieco
smętniejszym wydaniu. Nasilający się wiatr, niska temperatura i nieprzyjemny
deszcz skutecznie kierowały myśli do ciepłego koca i ciasta przy gorącej
herbacie. Zanim jednak to nastąpiło, obiektyw skierował się na kilka
przyjemnych zakątków Kazimierza.
Brawo za zdjęcia i za wytrwałość w warunkach zimowych!
OdpowiedzUsuń