 |
Bekas kszyk |
Dobrze się wyrwać w teren. Dobrze, jeśli trwa to długo, ale chwilka też może być. Gdy słyszę „wyspa”, „ptaki”, „woda”, „namiot”, zaczynam pakować się w myślach. Po kilku dniach taszczę się już pociągiem do Sieradza i przed zmrokiem docieram na rowerze doliną Warty do wsi Glinno nad zbiornikiem zaporowym Jeziorsko, w województwie łódzkim. Przedzieram się wąską ścieżynką w trzcinowisku wzdłuż kanału, a tam czeka na mnie mała łódeczka. Płyniemy nią - Kasia, ja, rower, dwie sakwy i wór z namiotem.
 |
Fot. Łukasz Sierpowski |
Część Jeziorska jest objęta ochroną w postaci rezerwatu faunistycznego, chroniącego ekosystem wodny z zamieszkującym go ptactwem wodno-błotnym, w tym często rzadkim i chronionym. Teoretycznie zero turystyki i nieproszonych gości. Jednak od 29 lat na jego terenie gości obóz Sekcji Ornitologicznej SKNB Uniwersytetu Łódzkiego, którego uczestnicy obrączkują siewkowate i przy okazji bardzo dobrze się bawią.
Na wyspie uderza mnie zapach błota i mięty równocześnie. Mijam sławiony sztandar-badyl z napisem „Jeziorsko kształci, uczy i wychowuje”. Na czele obozowej wioski stoi namiot z wyposażeniem techniczno-kuchennym, dalej rozsiane w lasku wierzbowym namioty. Gdzieś z tyłu miejsce na „grilla”, gdzieś z przodu dumnie wbita saperka z papierem toaletowym zwisającym na trzonku. Następnego dnia siedmioosobowa ekipa w woderach i wysokich kaloszach rusza przez wyspę w kierunku cofki, na której rozstawione będą klatki do łapania ptaków, tzw. „wacki”. Na zewnątrz jest ciepło, owady nie odpuszczą centymetra gołej skóry. W środku gumowej powłoki panuje specyficzny mikroklimat. Brniemy w łąkowych chaszczach, krępym lasku wierzbowym i wodzie z mułem po kostki, później po łydki i biodra – w jedną stronę jakieś 2 km. Gdy otwiera się przede mną jezioro jest pięknie. Delikatny wiatr i woda łagodzą skwar, niebieskie niebo z chmurkami i stada rozgadanych ptaków wszelkiej maści dają poczucie sielanki, jakiegoś przyrodniczego Eldorado. W życiu nie widziałam tak dużej ilości żurawi, czapli białej i siwej, kormoranów, łabędzi, mew, kaczek i wielu innych, których nazw nie pamiętam, w jednym miejscu… Okazję do pierwszego chwytania ptaków mam dwa tygodnie później. Idziemy na nocny obchód ciemną, mokrą i zamgloną łąką, w kierunku coraz większej cofki. Nad nami rozgwieżdżone niebo ustępujące tylko bieszczadzkiemu. Stoję po kolana w wodzie z rozdziawioną gębą uniesioną ku górze.
Nadchodzi moment wygarniania ptaków z "wacków". Możesz śmiać się ornitologu, ale uczucia towarzyszące osobie nie z branży, która po raz pierwszy w życiu trzyma w rękach ptaka z długimi, cienkimi nóżkami i ślicznym, długim dzióbkiem o wdzięcznej nazwie piskliwiec, łęczak czy kszyk, są co najmniej podniosłe. Po powrocie do bazy ptaki zostają zaobrączkowane, zmierzone, zważone i wypuszczone w niebo przy blasku fleszy.
 |
Wacki. Fot. Kasia Sierpowska |
 |
Bagno wciąga. Fot. Tomasz Pokornowski |
 |
Fot. Kasia Sierpowska |
 |
Mierzenie, ważenie, dmuchanie |
 |
Fot. Anna Piasecka |
 |
Dumna czajka. Fot. Anna Piasecka |
 |
Fot. Rafał Wałecki |
Jeziorsko jest sztucznym zbiornikiem na rzece Warcie. Łatwo się więc domyślić, że nie uświadczymy tu raczej spektakularnego krajobrazu, gdyż jest to typowa nizina. Obszar rolniczy, z niewielkim deniwelacjami i sztucznymi elementami w postaci betonowych opasek i zapory w północnej części, w moim odczuciu był bardzo smętny.
Jeśli wracać, to tylko do rezerwatu 😏
Komentarze
Prześlij komentarz